Ogólno tematyczne forum patriotów

Ogólnotematyczne forum patriotów... :)


#1 2010-05-09 11:58:50

 KONFuCIUX

KAZNODZIEJA

Skąd: Kaszuby
Zarejestrowany: 2010-02-05
Posty: 3465

Statki Widma

Carroll A. Deering - piecio masztowy szkuner odnaleziony w rejonie trójkąta Bermudzkiego 31 stycznia 1921. na pokładzie nie było nikogo poza... kotem. Statek próbowano holować do portu jednak się nie udało, dlatego postanowiono wysadzić wrak by nie zagrażał innym statkom

Baychimo - pierwotnie wykorzystywany był do zbierania futer od eskimoskich
traperów wzdłuż Wyspy Wiktorii (północno-zachodnie wybrzeża terenów
Kanady). Torował szlak handlowy futer z eskimoskimi osadami dookoła
morza Beaufort, przemierzając go wiele razy przez najbardziej
zdradzieckie i niebezpieczne morza na świecie na przestrzeni 2,000 mil.
Każdego roku wypływał na regularne rejsy, dostarczając jedzenie, paliwo i
inne zapasy do samotnych placówek w zamian za futra. Zawsze odważnie i
do przodu stawiając wyzwania ciężkim i trudnym warunkom, jakie napotykał
na swojej drodze.6 lipca 1931 roku, Baychimo
opuścił Vancouver, z kapitanem John`em Cornwell`em i 36 osobową załogą
na pokładzie. Spodziewali się, jak zwykle, ciężkiej i trudnej podróży
... każda z ich wypraw była trudna. Dnie i noce pod przymglonymi
promieniami słońca, parowiec odważnie płynął ku wschodowi. W każdym
porcie, do którego zawinął okręt, załoga pracowała w pocie czoła
rozładowując ciężkie zapasy i ładując na pokład cenne futra. Gdy
Baychimo dotarł do końca swej stałej drogi handlowej, kapitan z ulgą
wydał polecenie powrotu i okręt został zawrócony do Vancouver.Niestety
w tych ponurych, północnych pustkowiach zima w tym roku przyszła bardzo
wcześnie. 1 października lód otoczył i przypieczętował los parowca na
zawsze.Silnik zatrzymał się. Słychać było
tylko przeraźliwe skrzypienie kadłuba okrętu. Stwierdzono, że zbliża się
olbrzymia zamieć śnieżna, a że okręt znajdował się niedaleko wioski,
której Przedsiębiorstwo miało schronienia w postaci drewnianych chatek,
zbudowanych na lądzie, kapitan nakazał niezwłocznie udać się do nich
idąc po lodzie. Załoga pozostała tam przez dwa dni.Wtedy
pierwszy raz w dziwnej historii Baychimo, lód zaczął powoli pękać i
rozluźniać się, uwalniając tym samym unieruchomiony okręt. Z tego też
względu załoga niezwłocznie pobiegła na pokład. Przez 3 okrągłe godziny
parowiec płynął w kierunku zachodnim na pełnych obrotach. Wydawało się,
że katastrofę udało się uniknąć.Niestety lód
raz jeszcze chwycił i ponownie unieruchomił Baychimo.Załoga
wysłała przez radio sygnał SOS. Desperacja załogi trwała do 15
października, aż Przedsiębiorstwo Handlowe zdecydowało się wysłać dwa
samoloty z bazy w Nome w odległości 600 mil od miejsca zdarzenia.
Uratowano 22 członków z całej załogi, pozostawiając kapitana parowca i
14-tu ludzi. Mieli oni czekać na moment, kiedy lód odpuści i uwolni
statek wraz z jego cennym ładunkiem.Zakładając,
że musieliby czekać nawet rok, zbudowali małe schronienie na lodzie
około jednej mili od brzegu. Ich pobyt okazał się krótki i wstrząsający.
Podczas ciemnej nocy 24 listopada, rozpętała się potworna zamieć
śnieżna, która złapała w pułapkę ludzi w ich schronieniu. Kiedy burza
ustała, załoga wybiegła na zewnątrz zimowego mroku i zauważyli, że
Baychimo zniknął. Doszli do wniosku, że okręt został roztrzaskany i
zatopiony.wrak Po kilku dniach eskimoski
myśliwy oznajmił zadziwiającą wiadomość. Twierdził on, że widział
parowiec w odległości 45 mil w kierunku północno-zachodnim. Okręt widmo?
miotany niczym marionetka przez siły natury, wodę, wiatr, lodowce. 15
osób załogi Baychimo udała się w miejsce wskazane przez eskimosa. Dla
kapitana Corn`wella było już oczywiste, że szanse ocalenia okrętu są
znikome. Wszyscy wrócili do domu porzucając parowiec na zawsze. Minęły
miesiące, kiedy to baza przedsiębiorstwa w Vancouverze otrzymała dziwne
sprawozdania eskimosów, którzy twierdzili, że ich zagubiony statek znów
został zauważony ok. 100 mil na wschód.Pewnej
grupie eskimosów udało się podpłynąć pod burtę parowca i dostać na
pokład, ale po chwili rozpętała się gwałtowna burza i zamieć śnieżna.
Eskimosi zostali schwytani w pułapkę na pokładzie statku widma. Byli
uwięzieni bez jedzenia przez 10 dni zanim udało im się wydostać.Do
dnia dzisiejszego legenda statku widma, parowca Baychimo jest dobrze
znana wśród eskimosów, zamieszkujących tamte tereny. Dużo z nich widuje
okręt podczas swych koczowniczych podróży. We wrześniu 1935, był
widziany u wybrzeży Alaski. Zawsze unikał rozgniatających sił lodu i
przeżył najgorsze burze polarne. Natura okazała się niezdolna by
unicestwić okręt, ale i człowiek był jednocześnie bezradny, by przejąć
nad nim kontrolę.W listopadzie 1939 roku,
pewien kapitan Hugh Polson dostrzegł okręt Baychimo w znacznej
odległości od jego statku. Kry lodowe jednak nie pozwoliły mu na
podjęcie czynności ratunkowych.Po roku 1939,
Baychimo był widywany wiele razy, głównie przez eskimosów, ale czasami
przez białych odkrywców, kupców i pilotów. Zawsze zdołał ujść
jakimkolwiek interwencjom, dryfując samotnie i bez załogi.W
marcu 1962 roku, mała grupa eskimosów zauważyła go ponownie podczas
połowów. Płynął odważnie daleko od wyludnionej linii brzegowej morza
Beafort. Jeszcze raz nie było żadnego sposobu schwytania go, więc
pozostawili rdzewiejący, bezzałogowy okręt dryfujący ku nieznanemu.Ostatnie
zarejestrowane widzenie wydarzyło się w 1969 roku, 38 lat od kiedy
pozostał opuszczony.Na początku lat 90 -tych,
przedstawiciel Przedsiębiorstwa Handlowego Hudson z centralą w Winnipeg,
oznajmił, iż nie można jednoznacznie określić, czy Baychimo nadal unosi
się na wodach. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że parowiec nadal
żegluje, niczym szary duch, który odmawia wejścia na pokład i nie chce
wrócić pod kontrolę człowieka. (źródło: http://magia-zjawiska-paranormalne-wroz … 04056710,n)

Jovita - Opowieści o przeklętych statkach są tak stare, jak podbój mórz przez człowieka. Marynarze to bardzo przesądni ludzie. Są dziesiątki powodów, aby uznać daną łódź za pływającą pod złą gwiazdą. Łatwo uznać te historie za morskie opowieści, opowiadane ku uciesze słuchaczy, jednak pewne fakty sugerują, że naprawdę istnieją statki ściagające na siebie wszelkie możliwe nieszczęścia.

Roland West, producent filmowy, zbudował swój jacht w świetle blasku Holywood i nazwał go Joyita, po hiszpańsku mały klejnocik, na cześć swojej ukochanej, aktorki Jewel Carmen. Romans jednak skończył się szybko, a łódź została uznana za nawiedzoną jeszcze zanim została zwodowana w 1931 roku. West przez długi czas był podejrzewany o morderstwo swojej długoletniej kochanki, aktorki Thelmy Todd. Została ona znaleziona w garażu przy swoim domu w grudniu 1935 roku. Autopsja wykazała zatrucie tlenkiem węgla ze spalin samochodowych jako przyczynę śmierci, jednak niektórzy sądzili, że to West zabił ją na pokładzie Joyity, po czym przetransportował do jej samochodu.

Joyita została zbudowana w 1931 roku w Los Angeles. Podczas swego dziewiczego rejsu musiała szybko zawrócić do portu, gdyż w pomieszczeniu z silnikiem wybuchł poważny pożar. Joyita została sprzedana i trafiła do firmy czarterującej jachty. Największe gwiazdy ekranu gościły na jej pokładzie. Kiedy jednak jeden z pasażerów tajemniczo zniknął, nikt więcej nie chciał na niej pływać. Ponoć Humphrey Bogart rozważał jej kupno. W czasie drugiej wojny światowej służyła marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych jako łódź zwiadowcza. Przybyła do Pearl Harbour tego samego dnia, gdy baza został zaatakowana przez Japończyków.

Nawet kiedy stała nieużywana w porcie, przynosiła nieszczęście ludziom, którzy się z nią stykali. Jej opiekun zmarł od wycieku kwasu z akumulatora. Wybuchały tajemnicze pożary. Dwóch mężczyzn zginęło podczas bójki na jej pokładzie. Sprzedana jako mienie wojskowe, przechodziła z rąk do rąk. W tym okresie niewiele zostało w niej z luksusowego jachtu. Za swoje ostatnie pieniądze zakupił ja Dusty Miller.

3 października 1955 roku, MV Joyita wypłynęła z zatoki na wyspie Apia w Samoa Zachodnim. Zmierzała ku wyspom Tokelau. Na pokładzie znajdowało się 25 ludzi, a rejs nie powinien zabrać więcej niż 48 godzin. Joyita nigdy nie dotarła do portu przeznaczenia. Nikt też nie otrzymał jakiejkolwiek wiadomości od niej, żadnego wołania o pomoc. Przeprowadzone na szeroką skalę poszukiwania jachtu przez Królewskie Siły Powietrzne Nowej Zelandii nie dały rezultatu. Po łodzi nie pozostał żaden ślad. Pięć tygodni później, 10 listopada, Joyita została zauważona przez statek niedaleko Fidżi, 600 mil od swojej trasy podróży. Porzucona, częściowo wypełniona wodą, dryfowała. Cztery tony ładunku zniknęły. Po ludziach obecnych na pokładzie podczas feralnego rejsu nic nie pozostało. Statek został odholowany do najbliższego portu, jednak historia Joyity nie kończy się w tym momencie.

W lipcu 1956 roku Joyita została sprzedana na aukcji Brytyjczykowi Davidowi Simpsonowi. Odremontował statek, który wrócił na morze jeszcze tego samego roku. Jednakże jej pech się nie skończył. W styczniu 1957 roku wpadła na mieliznę z 13 pasażerami na pokładzie. Nikomu nie stało się nic poważnego, ale łódź uległa uszkodzeniu. Naprawiono ją jednak I od października 1958 roku Joyita rozpoczęła regularną służbę jako łódź handlowa między Levuka a Suva na Fidżi. W listopadzie 1959 roku ponownie wpadła na mieliznę. Zdryfowała z płycizny, jednak zaczęła nabierać wody. Włączono pompy, jednak okazało się, że zawory zostały zamontowane odwrotnie, co sprawiało, że woda była pompowana do ładowni jachtu, zamiast z nich usuwana. Po tym zdarzeniu, z potwierdzoną reputacją pechowego statku, Joyita została porzucona przez właściciela na plaży. Zabrano z niej wszelkie wartościowe przedmioty. Na wiosnę 1960 roku była już praktycznie wrakiem, znalazła jednak kolejnego właściciela.

Co się stało z 25 pasażerami I członkami załogi, którzy zginęli bez śladu? Joyita była wtedy przerobiona na statek rybacki. W jej ładowniach stworzono dwie ładownie do przechowywania dorsza. Chłodnie zostały odizolowane grubą warstwą korka. Taka ilość tego materiału sprawiała, że łódź stała się praktycznie niezatapialna. Kapitan Miller na pewno wiedział o tym, gdy statek wpadł w tajemnicze kłopoty. Pytanie jednak brzmi: co sprawiło, że doświadczony marynarz porzucił wciąż sprawny statek na otwartym morzu i powierzył życie swoje i pasażerów jednej łodzi ratunkowej i trzem wątłym tratwom ratowniczym? I co się z nimi ostatecznie stało? (źródło http://www.masterminds.pl/Tajemnicze.25 … ..473.html)

Octavius - Ponad sto lat przed Mary Celeste po wodach Arktyki dryfował inny statek- -widmo – Octavius. Załoga była na okręcie, ale... martwa. W 1775 r. szkuner wielorybników Herald natrafił w pobliżu Grenlandii na dziwny statek czy raczej półwrak. Kiedy grupa abordażowa z Heralda weszła na statek, znalazła zamarznięte, doskonale zachowane ciała żeglarzy. Kapitan wciąż siedział w swej kabinie z piórem w ręku – skonał, dokonując ostatniego wpisu w dzienniku okrętowym. Ludzie z Heralda byli tak zatrwożeni, że uciekli, zabierając tylko ten dziennik. Z zapisów wynikało, że Octavius wypłynął z Anglii w roku 1761 i w następnym roku dotarł do Chin. Kapitan jednak, jakby pozbawiony rozumu, postanowił wracać przez lodową Trasę Północną, na północ od Ameryki. W tamtym czasie kruche drewniane statki nie potrafiły jej pokonać. Octavius utknął w lodach i marynarze zmarli jeden po drugim z zimna i głodu. Pełen trupów statek przedarł się w końcu przez Trasę Północną – dryfował przez 13 lat. Po spotkaniu z wielorybnikiem zapewne poszedł na dno, gdyż nigdy później go nie widziano. (focus.pl)

High Aim Six - Rybacki trawler High Aim 6 o wyporności 130 ton i długości 20 metrów, żeglujący pod banderą indonezyjską, wyszedł z tajwańskiego portu Liuchiu 31 października 2002 roku. Na pokładzie znajdowali się: tajwański kapitan, starszy mat oraz co najmniej pięciu indonezyjskich marynarzy. Po raz ostatni armator rozmawiał z kapitanem w końcu grudnia. Potem radiostacja High Aim 6 zamilkła. Dopiero 3 stycznia 2003 roku trawler został spostrzeżony na wodach australijskich, 250 km na zachód od portu Broome. Trawler szedł na włączonym silniku. Kiedy jednak 8 stycznia australijscy marynarze weszli na pokład dziwnej jednostki, maszyny High Aim 6 już nie pracowały, zaś ster zablokowany był w takiej pozycji, że trawler płynął prostym kursem, bez zataczania kół. Po załodze pozostały tylko szczoteczki do zębów. „Bezludny” statek został zaholowany do Broome. Przypuszczano, że trawler przemycał do Australii nielegalnych imigrantów, okazało się jednak, że jego ładownie pełne są psujących się ryb. Marynarka i lotnictwo australijskie spenetrowały 24 tysiące km kwadratowych oceanu w poszukiwaniu zaginionej załogi – bez skutku. Prowiantu i paliwa na High Aim 6 było pod dostatkiem. Według jednej z hipotez rybacy zostali wymordowani przez piratów, lecz na pokładzie nie znaleziono żadnych śladów walki. Pewnym tropem okazał się fakt, że telefon komórkowy, należący do Lin Chung-lee, szefa maszyn trawlera, był już po zaginięciu załogi aż 87 razy używany na wyspie Bali. Nie wiadomo jednak, czy rybacy uciekli ze statku na Bali (w jakim celu?), czy też telefon zrabował pirat zabójca. Trawler High Aim 6 zyskał miano „Mary Celeste XXI wieku”. (http://historicus.pl/content/view/3245/1/)

Jiang Seng - W marcu 2006 roku samolot australijskiej straży przybrzeżnej wykonał zdjęcia dziwnego statku, dryfującego w zatoce Carpentaria, 180 km od miasta Weipa w stanie Queensland.

Po analizie fotografii wysłano okręt straży przybrzeżnej Storm Bay, który doścignął tajemniczego wędrowca. Okazało się, że to 80-metrowy zbiornikowiec bez załogi na pokładzie. Musiał długo błąkać się po oceanie, gdyż maszyny były już przerdzewiałe. Na pokładzie nie było żadnych dokumentów, na burcie udało się odczytać nazwę Jian Seng, tym niemniej takiej jednostki nie udało się odnaleźć w rejestrach morskich. W ładowniach znajdowały się znaczne ilości ryżu, toteż przypuszczano, że domniemany Jian Seng był używany jako statek zaopatrzeniowy dla flot rybackich. Statek był pozbawiony większości wyposażenia, wysunięto więc hipotezę, że holowany był do stoczni na złomowanie, jednak lina pękła i zbiornikowiec się „zgubił”. Nie udało się ustalić właściciela jednostki, toteż władze australijskie poleciły ostatecznie zatopić go.   (http://historicus.pl/content/view/3245/1/)

Kaz II - „Wyglądało to bardzo dziwnie. Wszystko wydawało się w porządku, tylko nie było załogi” – bardzo trafnie opisał sytuację na pokładzie 12-metrowego katamarana Kaz II Jon Hall ze służb ratowniczych australijskiego stanu Queensland. Kaz II wypłynął z portu Airlie Beach 15 kwietnia 2007 roku. Na pokładzie znajdowało się trzech doświadczonych żeglarzy. Jacht zmierzał do portu Townsville. Miał to być pierwszy etap rejsu wokół północnej Australii do zachodniej części tego kontynentu. 18 kwietnia załoga helikoptera wypatrzyła katamaran dryfujący w pobliżu Wielkiej Rafy Koralowej. Wysłany na rozpoznanie okręt straży przybrzeżnej dotarł do Kaz II. Silnik katamarana wciąż pracował, radiostacja i system nawigacji satelitarnej były w pełni sprawne, komputer włączony, na pokładzie znajdowała się łódź i kamizelki ratunkowe, na stole stały talerze i przygotowane posiłki, na linach suszyło się pranie. I tylko trzech żeglarzy brakowało. Poszukiwania zaginionych, prowadzone do 22 kwietnia, nie przyniosły rezultatu. Jacht odholowano do Townsville i poddano badaniom. Analiza systemu GPS wykazała, że Kaz II zaczął dryfować już po południu, w dniu, w którym wypłynął z portu, a przedtem znalazł się w strefie wzburzonych wód. Poza zniknięciem żeglarzy, jedynym świadectwem, że na pokładzie stało się nieszczęście, był poszarpany żagiel. Losu żeglarzy nie udało się wyjaśnić. Niektórzy sugerowali porwanie na pełnym morzu, według innych, ludzie zostali zmyci z pokładu przez wielką falę, spiętrzającą się niekiedy niespodziewanie tzw. falę fenomenalną. Według innej hipotezy Kaz II utknął na mieliźnie, żeglarze wskoczyli do wody, aby go zepchnąć, wtedy nagle powiał wiatr i katamaran odpłynął, zostawiając ludzi na pewną śmierć. Australijskie media wiele pisały o tym „jachcie-widmie”. ((http://historicus.pl/content/view/3245/1/)

Ourang Medan - W opowieściach o statkach-widmach często wymieniany jest Ourang Medan, holenderski frachtowiec, którego spotkała zguba w czerwcu 1947 roku w cieśninie Malakka. Dwa amerykańskie statki City of Baltimore i Silver Star odebrały nadawane przez ogarniętego grozą radiotelegrafistę z Ourang Medan straszliwe sygnały. Była w nich mowa o śmierci kapitana i oficerów, potem o stracie całej załogi. Ostatni komunikat brzmiał: „Umieram”. Marynarze z Silver Star weszli na pokład i znaleźli tylko trupy ludzi oraz martwego psa. Na ciałach nie było żadnych ran, lecz twarze zmarłych były wykrzywione śmiertelnym strachem. Wkrótce potem na pokładzie Ourang Medan wybuchł pożar i ludzie z Silver Star musieli ratować się ucieczką. Holenderski statek dryfował w płomieniach, a w końcu wybuchł i poszedł na dno, przeprowadzenie dochodzenia stało się więc niemożliwe. Na temat zagłady Ourang Medan wysuwano najbardziej fantastyczne hipotezy, od zatrucia tlenkiem węgla lub chemikaliami po atak kosmitów. Szczegółowe badania wykazały wszakże, że oficjalnego raportu na temat tej rzekomej tragedii nie można odnaleźć, zaś statek o nazwie Ourang Medan nie figuruje w rejestrach morskich. Prawdopodobnie ta opowieść jest tylko morską legendą.


http://img163.imageshack.us/img163/8288/orgazmnaforum2.jpg

Born of Fate, Raised by Prophecy, Chosen as a Saviour, Destined to Destroy

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
domki w sarbinowie hotel spa na weekend w Ciechocinku